Rozmowy Barowe -SPOJLER
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Darkness_
Samuraj



Dołączył: 27 Gru 2005
Posty: 371
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Sob 14:15, 04 Lut 2006    Temat postu:

O, Vojtaz, wróciłeś! <uśmiecha się bez żadnego wyrazu twarzy> Jak miło!
Przechodząc do opowiadania:
Takowy jest świetny, a bohaterowie kanoniczni...
Z niecierpliwością czekam na kolejną część. Mam nadzieję, że napiszesz ją w miarę szybko.

Darkness_

Dark, raz ci już dałam ostrzeżenie? Offtop jeszcze zrozumiem, ale tu to jest już nabijanie. Trochę dłuższe, chyba, że chcesz przysłownionego "kopa w D"
Nel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:00, 02 Mar 2006    Temat postu:

Ukłon w stronę Vilandy za rzetelną betę.

Rozdział siódmy.

Szła Pokątną, starając się nie rzucać ludziom w oczy. Wolała nie spotkać nikogo ze znajomych. I tak miała dość szeptów za plecami. Chciała jak najszybciej kupić składniki do eliksiru i wrócić do domu. Musiała w końcu dowiedzieć się jak profesor przyrządzał miksturę. Była pewna, że już gdzieś spotkała się z tą metodą. Przez ostatnie dwa tygodnie przekopywała stosy książek i artykułów w poszukiwaniu odpowiedzi.

Nic nie znalazła. Więc skąd to uczucie deja-vu? Przecież nie wymyśliła sobie tego. Snape nie mógł być jedynym Mistrzem Eliksirów, który w ten sposób przygotowywał swoje wywary. Zamyślona pchnęła drzwi apteki i weszła do środka.

Właściciel – wysoki, chudy czarodziej – przywitał ją obłudnym uśmiechem. – Witam, witam pannę Granger. To co zwykle?

Nie znosiła tej sztucznej uprzejmości. Ciekawscy głupcy uśmiechali się do niej, jednocześnie intensywnie zastanawiając się nad jej ucieczką.

- Dzień dobry – rzuciła chłodno. – Tak, tylko w podwójnych ilościach. – Wolała zaopatrzyć się na dłużej, by jak najrzadziej tu wracać.

Aptekarz przygotowywał towar i usiłował ją zagadywać. Krótko zbyła jego nieudolne próby, zapłaciła, zmniejszyła zakupy, włożyła do kieszeni i wyszła. W drodze powrotnej wstąpiła jeszcze do Esów i Floresów po najnowszy egzemplarz miesięcznika „Eliksiry dla znawców”.

Przeglądała właśnie dział z najstarszymi wydaniami na temat przygotowywania wywarów, kiedy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń.

– Hermiona.

Harry. Spięła się wewnętrznie i z bladym uśmiechem odwróciła się do dawnego przyjaciela. – Cześć.

Wyglądał tak jak zawsze, tylko w oczach brakowało życia.

- Dawno cię nie widziałem. – Równie dobrze mógł stwierdzić, że pogoda jest paskudna.
W jego głosie nie było odrobiny ciepła.

Wzruszyła ramionami. – Studia pochłaniają cały mój czas.

- Rozumiem.

Oboje byli świadomi ciszy, jaka zapadła w księgarni. Nie zwrócili uwagi na mężczyznę, który wyjątkowo intensywnie się w nich wpatrywał.

- Odwiedź mnie kiedyś. Długo nie rozmawialiśmy – rzucił Harry półgłosem.

Skinęła głową.

– Dobrze.
Doskonale wiedziała, że tego nie zrobi.

Harry również wiedział. Posłał jej wymuszony uśmiech na użytek gapiów i wyszedł.

Hermiona obrzuciła nieżyczliwym spojrzeniem ludzi, którzy natychmiast wrócili do swoich spraw.
Podeszła do kasy, zapłaciła za swój magazyn i błyskawicznie opuściła księgarnię.

***

… wyciąga do niej dłoń, a ona zachowuje się jak udzielna księżna…
… widziała pani jej minę?…
… bryła lodu…


Z każdego kąta dobiegały szepty oburzonych czarodziei. Snape udawał, że w skupieniu przegląda jakąś księgę. W rzeczywistości jednak odtwarzał klatka po klatce scenę, której był świadkiem.
Znowu wybrał się na Pokątną, a ściślej biorąc na Nokturn. Przypadkiem dostrzegł Pottera i wszedł za nim do księgarni. Ślepy traf, pomyślał.

Po tej scenie zrozumiał, dlaczego z takim rozczarowaniem wymawiała słowo „przyjaciel”. Wyraźnie było widać, że coś tu nie gra. Niby normalna rozmowa, a oboje byli spięci i nienaturalni. Miał wrażenie, że na siłę chcieli przekonać ludzi, iż wszystko jest w porządku.
Choć najwyraźniej nie jest.

Obserwował Pottera, kiedy ten zauważył dziewczynę.
W oczach chłopaka pojawiła się złość, a na twarzy ból, jednak po chwili znowu przybrała ona neutralny wyraz. Z wahaniem podszedł do Granger, jakby nie był pewien, jak zareaguje.
Co to znaczy? Snape stanowczym gestem odłożył księgę, postawił kołnierz płaszcza i wyszedł na zaśnieżoną ulicę. Prychając w duchu na niedorzeczne, świąteczne dekoracje, zmierzał w stronę Dziurawego Kotła i analizował. Szukał powiązań między tym, co już wiedział.

***

Wrzucała właśnie kolejny składnik do kociołka ustawionego na kuchennym blacie, kiedy usłyszała pukanie. Akurat teraz, wymamrotała pod nosem. Machnięciem różdżki zmniejszyła ogień i poszła spojrzeć, kogo diabli niosą.

- Remus – rozjaśniła się po otwarciu drzwi. – Wejdź, szybko. Mam kociołek na ogniu – rzuciła już w połowie drogi do kuchni.

- Coś się ruszyło? – usłyszała za plecami zaciekawiony głos. Remus wszedł do kuchni i usiadł przy stole.

Kiwnęła tylko głową, nie przerywając wymawiać zaklęcia. Jeszcze tylko trzy ruchy różdżką i gotowe. Zarumieniona od ciepła kociołka odwróciła się do przyjaciela. – Jak wystygnie przeleję do fiolki i będziesz mógł zabrać ze sobą. – Uśmiechnęła z zadowoleniem i zdjęła fartuch. – Herbaty?

Podziękował i przypatrywał się, jak przygotowuje napój mugolskim sposobem. Coś w jej ruchach się zmieniło. Były żywsze, bardziej energiczne. Nie przypominała już automatu i po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnęła się normalnie. Bez wysiłku. W brązowych oczach błyszczał lekki entuzjazm. Co prawda był to zaledwie ułamek tego, który miała kiedyś, ale jednak.

- Proszę. – Postawiła przed nim parujący kubek.

Ostrożnie upił łyk. – Jak udało ci się tak szybko stworzyć coś nowego? Ostatnio mieliśmy mały zastój i już się bałem, że zrezygnujesz. Zresztą przez prawie cały rok wprowadzałaś tylko minimalne zmiany.

Zmieszała się. Przecież nie może mu powiedzieć o Snape’ie. Przez chwilę gorączkowo zastanawiała się nad odpowiedzią.

– W archiwach uniwersytetu natknęłam się na notatki i prace jednego z absolwentów. Miał ciekawe teorie na temat Wywaru Tojadowego, w nich znalazłam parę wskazówek. Zobaczymy, jak zadziałają. – Modliła się desperacko w duchu, aby nie zauważył, jak grubymi nićmi jest szyte to kłamstwo.

Nie lubiła kłamać, a to tak do końca nie mijało się z prawdą. W końcu profesor Snape był absolwentem jej uczelni i to, co powiedziała, mogło się zdarzyć.

Remus dostrzegł jej zakłopotane spojrzenie. Wydawało się, że nie powiedziała mu całej prawdy, ale nie chciał się natrętnie dopytywać. W swoim czasie wyjaśni mu wszystko. Teraz miał zamiar wykorzystać dobry humor dziewczyny i wyciągnąć ją z domu. Taki był zresztą powód jego wizyty. Nie może cały czas tkwić w książkach. – Co powiesz na spacer do parku? Potrzebujesz jakiejś odskoczni i trochę ruchu też dobrze ci zrobi.

Zaskoczył ją. Rzuciła okiem na kociołek w poszukiwaniu wymówki, ale eliksir musiał wystygnąć, a do tego nie była potrzebna.
Nie chciała wychodzić; widzieć, jak ludzie przygotowują się do świąt. Kiedyś kochała tę porę roku i jej atmosferę.
Potem je znienawidziła. Przypominały jej o tym, co straciła. Rodzicach, przyjaciołach, beztrosce. Jednak… skoro postanowiła przestać się nad sobą użalać, to byłby kolejny krok.
Przeniosła wzrok na mężczyznę, który spoglądał na nią wyczekująco. – Dobrze. Ale tylko do parku, żadnych wycieczek na Pokątną.

***

Spacerowali po ośnieżonym londyńskim parku. Remus zdecydował się ostrożnie poruszyć temat zmian, jakie zaobserwował u dziewczyny przez ostatnie miesiące. Wyglądało na to, że zaczyna wychodzić ze swojej skorupy. Może jest szansa, że wróci do nich.

Coraz częściej była ożywiona, lekko podekscytowana. Przypuszczał, że miało to związek z pracami nad projektem i cieszył się z tego.
Kiedy rozpoczynała swoje eksperymenty, brakowało jej zapału. Wtedy miał wrażenie, jakby robiła to tylko po to, aby się czymś zająć i nie myśleć.

Wydawało się, że powoli znów staje się dziewczyną, którą kiedyś była; która oddawała całe serce temu, co ją interesowało. – Zmieniasz się. Co, lub może kto, spowodował, że znowu zaczynasz się uśmiechać?

Nie wiedziała, co powiedzieć przyjacielowi. – Przecież zawsze się uśmiechałam, a już szczególnie do ciebie - usiłowała zbagatelizować spostrzeżenia Remusa. – Jestem tą samą Hermioną co zawsze.

- Czy rzeczywiście? – W jego oczach pojawiła się łagodna nagana. – Hermiona, dobrze cię znam i na nieszczęście zauważam każdą najmniejszą zmianę w twoim zachowaniu – uśmiechnął się żartobliwie do dziewczyny.

Poczuła wyrzuty sumienia. Remus zawsze był przy niej; nawet wtedy, kiedy myślała, że nikogo nie potrzebuje. Zasługiwał na przynajmniej trochę szczerości. Westchnęła i niechętnie przyznała: – Nic szczególnego się nie stało, Remusie. Po prostu, uświadomiłam sobie, że nadal żyję.

Zastanawiała się, ile może powiedzieć przyjacielowi. Nie mogła zdradzić swojej tajemnicy, a jednocześnie chciała na tyle zaspokoić ciekawość mężczyzny, żeby przestał się tym interesować.

Przystanęła i spojrzała w ciepłe bursztynowe oczy. – Jest coś – zaczęła ostrożnie – co mi pomaga. Pomaga się przemóc, zmusza do myślenia o czymś więcej niż o tym, co ja zrobiłam ze swoim życiem. Zmusza do pracy nad sobą.

Remus widział, że znowu nie powiedziała mu wszystkiego. Zwrócił uwagę, z jakim naciskiem wypowiedziała słowo „ja”. Nie chciał jednak się dopytywać. Miał tylko nadzieję, że cokolwiek to jest, nadal będzie w ten sposób wpływać na dziewczynę. Sama wyjaśni mu wszystko, kiedy uzna, że nadszedł właściwy czas. Uśmiechnął się i przytulił Hermionę.

Odwzajemniła uścisk, zadowolona, iż wystarczyła mu taka odpowiedź, po czym ujęła mężczyznę pod ramię. Wznowili spacer.

Rozmowa zeszła na plany Gryfonki po ukończeniu studiów. Wyznała, że chciałaby wyjechać z kraju. To prawda, pracuje nad sobą, ale nie widzi możliwości dalszego życia w Anglii. W przyszłym roku, pod koniec studiów, ma zamiar wysłać swoje aplikacje do firm w Stanach, Australii, czy Nowej Zelandii. Byle jak najdalej stąd.

Remus posmutniał na tę wiadomość, ale zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie sprawić, aby zmieniła zdanie. Westchnął ciężko w duchu i skierował rozmowę na nadchodzące święta. Był ciekaw, jakie miała plany.

***

Snape wracał z Irlandii. W żołądku czuł przyjemne ciepło Ognistej, bowiem większość czasu spędził w pubach, podkradając stałym bywalcom po parę włosów. Ostatnimi czasy przez te przeklęte wycieczki na Pokątną i Nokturn jego zapasy najważniejszego składnika gwałtownie się skurczyły.

Aportował się w odludnej części londyńskiego parku. Wiedział, że po zmroku żaden spacerowicz nie zboczy z gęsto oświetlonych głównych alejek.
Poprawił kołnierz płaszcza i szybkim krokiem ruszył ku wyjściu z parku. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu i nie musieć patrzeć na bezsensownie szczęśliwych ludzi, podekscytowanych atmosferą świąt.

Szedł właśnie jedną, rzęsiście oświetloną kolorowymi lampkami alejką, kiedy dostrzegł w świetle latarni przytuloną parę. Obściskujący się idioci, sarknął w duchu, idąc w ich kierunku. Po chwili mężczyzna i kobieta rozdzielili się i dostrzegł burzę brązowych loków oraz twarz kobiety. Uśmiechała się ciepło do towarzysza.
Zamarł w pół kroku, dłonie same zacisnęły mu się w pięści. Zwęził oczy.
Granger i ten cholerny wilkołak.

Odwrócił się gwałtownie i ruszył ku wyjściu.
Nic nie zdarza się przez przypadek.
Musiał się napić, natychmiast.
Okłamała go, ta bezczelna smarkula go okłamała. Tylko przyjaciel!
Czuł, jak ogarnia go wściekłość. Dał się wyprowadzić w pole smarkuli. Stary idiota.

W najbliższej knajpie zamówił whisky i warknął na rozmownego barmana, aby się odpieprzył. Musiał pomyśleć. Im szybciej rozgryzie tę dziewczynę, tym prędzej się jej pozbędzie i będzie miał święty spokój.
Pieprzona Granger, [bluzg] Potter i [bluzg] Lupin.
Jednym haustem wypił zawartość szklanki i zamówił kolejnego drinka.

Na Pokątnej ona i Potter zachowywali się jak dwoje obcych sobie ludzi. A potem te komentarze innych czarodziei. Wszystkie potępiające dziewczynę.
„Avada nie wybiera”, przypomniał sobie nagle słowa jej wykładowcy. Czyżby kogoś zabiła? Prychnął. Oczywiście, całe stado śmierciojadów. Jednak to nie wywołałoby takiej niechęci całego czarodziejskiego świata.

Potter i Granger. Samotność Pottera. Ucieczka Granger. Śmierć Weasleyówny.

Nie było go przy tym. Miało to miejsce w jakiejś podrzędnej potyczce, mającej na celu odwrócenie uwagi. Granger miała coś wspólnego ze śmiercią tej małej? Jeżeli tak, to by wiele wyjaśniało. Tylko w jaki sposób? Tego musiał się jeszcze dowiedzieć. I dowie się. Oszukać go to jest sztuka na raz.
Użyje legilimencji, jeśli będzie musiał, ale się dowie. W tej chwili miał dość idiotycznych podchodów.

Kolejny raz nie da się nabrać. I to komu? Przemądrzałej gówniarze.
Tylko przyjaciel, warknął pod nosem.

Przestał liczyć drinki. Wychylał kolejne, jeden za drugim, jakby to była woda. Potrzebował ich dzisiaj. Potrzebował zobojętnienia. Musiał wyrzucić z umysłu obraz obściskującej się pary. Doprowadzało go to do furii.
Nienawidził siebie za to uczucie.

Następna pełna szklaneczka.

Nienawidził wszystkich, a przede wszystkim Granger. Nienawidził tej akceptacji, którą go obdarowała, nie żądając niczego w zamian. To przecież absurdalne i wbrew prawom natury. Każdy chce czegoś w zamian. Ona również. Chciała jego wiedzy, potrzebowała jego pomocy. A jednak – kiedy patrzył w jej oczy – widział, że to bez znaczenia, czy jej pomoże, czy nie.

Pusta szklanka i gest w stronę barmana.

Podświadomie wiedział, że nawet jeśli odmówiłby tej pomocy to nadal w jej oczach będzie akceptacja. Nie chciał tego. Nie potrzebował. A już szczególnie nie od tej dziewczyny. Kobiety.
Sprawiała, że znowu zaczynał czuć. Myśleć. Żyć.

Dopił ostatniego drinka, zapłacił i chwiejnie ruszył w stronę mieszkania.

***

Siedziała na podłodze przed kominkiem, otoczona stosami książek, starych woluminów oraz własnych notatek. Szukała odpowiedzi. Na pytanie, na które, była przekonana, znała odpowiedź. Tkwiło to w umyśle dziewczyny i nie dawało spokoju. Nawet w pracy koleżanki zauważyły, że błądzi myślami gdzieś daleko.

Nic, ciągle nic! Sfrustrowana, z głośnym klapnięciem, zamknęła opasły tom. Wstała i ruszyła do kuchni. Herbata zawsze pomagała się jej odprężyć.
Niespiesznie przygotowywała ulubiony napój, kiedy jej wzrok padł na miesięcznik zakupiony na Pokątnej.

Przypomniała sobie spotkanie z Harrym. Aż dziwne, że tak mało uwagi poświęciła przypadkowemu spotkaniu z przyjacielem. Jeszcze niedawno rozpamiętywałaby każdy gest, każde słowo chłopaka, doszukując się ukrytych znaczeń i pogrążając w rozgoryczeniu i apatii.

Teraz przeszła nad tym do porządku dziennego. Wzruszyła ramionami. Czas najwyższy. Nareszcie coś zrozumiała. Wojna zniszczyła tyle istnień i tyle marzeń ludzkich, że ona kurczowo trzymała się ostatniej rzeczy, która – jak jej się wydawało – pozostała niezmieniona. Nie dostrzegała rzeczy oczywistych, bo bała się ich.

Wojna zmieniła nie tylko ją. Jej przyjaciele także walczyli z własnymi demonami. Każde na swój sposób. Dorośliśmy, każdy z nas poszedł własną drogą. Tylko że mnie zajęło to najwięcej czasu.
Powrót do dawnych wspaniałych czasów Hogwartu nie był możliwy, ale pozostały jej wspomnienia. Te dobre i te ciut gorsze.

Muszę nauczyć się zauważać, kiedy kończy się jakiś etap mojego życia. Zamknąć ten etap. Nie jest ważne, jak go nazwę; ważne, że zostawię go za sobą. Dotarło do niej, iż nie może cofnąć się w przeszłość, że nic już nie będzie jak dwa, trzy lata wcześniej.

Te dwa lata, które wydawały mi się potwornym piekłem, miały swój sens. Zrozumiałam podstawową prawdę: ludzie się zmieniają, nie tylko ja.

Zabrała gorącą herbatę i wróciła na podłogę przy kominku. Oparła się plecami o kanapę i uśmiechnęła na myśl o latach nauki w Hogwarcie. Mimo wiszącego na nimi – a właściwie nad Harrym – widma Voldemorta, świetnie się bawili.

Wracała pamięcią, rok po roku, do początków ich przyjaźni, wspólnych przygód, aż do pechowej klasy szóstej. To był najdziwniejszy rok. Snape jako nauczyciel OPCM, nowy profesor eliksirów i niespodziewane sukcesy Harry’ego w tym przedmiocie.

Roześmiała się na wspomnienie o swojej wściekłości i zazdrości. Kiedyś była najlepsza, a tu nagle przyjaciel prześcignął ją przy pomocy jakiejś starej książki. Przekonywała go wtedy, iż ta książka jest pełna czarnej magii. Jakieś dziwne zaklęcia, niecodzienne sposoby przygotowywania eliksirów.

Gwałtownie się wyprostowała. Książka Harry’ego! To było to. Wiedziała, że gdzieś już spotkała się z takimi metodami w eliksirach. Książę Półkrwi! Snape! Jak mogłam zapomnieć! Była na siebie wściekła. Zmarnowała tyle czasu na bezsensowne poszukiwania, a odpowiedź miała cały czas przed nosem.

Przecież Harry powiedział im, kim był Snape. Podczas jego pogoni za zdrajcą – jak uważał – profesor sam wykrzyczał mu w twarz, że jest Księciem Półkrwi. Zaraz po tym jak Harry usiłował go potraktować jednym z zaklęć znalezionych w książce.

Zdecydowała się odwiedzić chłopaka, aby dowiedzieć się, czy kiedykolwiek wrócił po ten podręcznik. Potrzebowała wiedzy zapisanej na starych, zniszczonych kartkach. Wtedy, w szkole, nawet nie chciała tego oglądać. Jaka byłam głupia! A teraz może dzięki temu uda jej się dowiedzieć czegoś więcej o tej chodzącej łamigłówce, jaką był Mistrz Eliksirów.

***

Pchnęła drzwi pubu i weszła do zadymionego wnętrza. Automatycznie spojrzała w stronę ich boksu. Snape’a nie było. Nie zdziwiła się, ostatnim razem również musiała na niego czekać. Skierowała się do baru i zamówiła herbatę. Żadnych drinków dzisiaj, postanowiła. Rozluźniały, a dzisiaj musiała uważać i trzymać na wodzy swoją ciekawość odnośnie wczorajszego odkrycia. Najpierw chciała zobaczyć się z Harrym.

Zdjęła płaszcz i wsunęła się w ciemny kąt kanapy. Popijała napój i z coraz większym zniecierpliwieniem wpatrywała się w drzwi. Po godzinie dotarło do niej, że profesor się nie pojawi. Zdenerwowana, opuściła bar i szybkim krokiem ruszyła w stronę domu.

Co się dzieje? Z każdą chwilą robiła się coraz bardziej zaniepokojona. Snape był bardzo obowiązkowym człowiekiem. Jedno spotkanie co miesiąc. To stało się ich zwyczajem, a dodatkowo jeszcze dziś miał sprawdzić rezultaty jej kolejnego eksperymentu.

Czemu się nie zjawił? Przez głowę dziewczyny przewijały się coraz bardziej ponure scenariusze. Zachorował. Idiotyczne, to Mistrz Eliksirów. Wyjechał z kraju. Bez sensu, dałby jej jakiś znak. Przynajmniej miała taką nadzieję. Nie musiał się jej tłumaczyć. Ktoś dowiedział się, że żyje, i go złapali. To ostatnie przyszło jej do głowy już pod drzwiami mieszkania. Zamarła z kluczem w ręku.

Na moment ogarnęło ją przerażenie, zanim uświadomiła sobie, że przecież już by o tym wiedziała. W Proroku, którego nadal prenumerowała, informacja o tym byłaby na pierwszej stronie, lub Remus dałby jakiś sygnał. Trochę uspokojona przekręciła klucz i weszła do domu.

W nocy nie mogła zasnąć, przewracała się z boku na bok. Myśli krążyły wokół profesora Snape’a. Najbardziej nieprzeniknionego i nieprzewidywalnego człowieka jakiego kiedykolwiek znała. Nie umiała sprecyzować uczuć towarzyszących tym myślom. Z pewnością martwiła ją jego dzisiejsza nieobecność, ale było coś jeszcze. Coś, co nie dawało zasnąć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Czw 18:06, 02 Mar 2006    Temat postu:

Kiedyś zasrtanawiałam sie nad odmiena nazwiska Snape i, o ile się nie mylę, w ksiażce przyuważyłam kiedyś twór "Snapie". Wychodziłoby na to, ze tak jest poprawnie, a nie "Snape'ie", jak napisałaś, niezależnie od tego, jak głupio to wyglada...
Cytat:
Nie chciała wychodzić; widzieć, jak ludzie przygotowują się do świąt. Kiedyś kochała tę porę roku i jej atmosferę.
Potem je znienawidziła.
Rozumiem, ze chodzi ci o święta, ale bezpośrednio wcześniej mówisz o zimie... Dziko to wyszło.
Cytat:
Mimo wiszącego na nimi – a właściwie nad Harrym – widma Voldemorta,
Harry'm. Takie coś było też wcześniej...

Ładny odcineczek, zgrabny, interesujący i taki, że nie mogę sie doczekać następnych części. Więcej nie da się napisać - po prostu tak jest, o.

Atuś

"Snapie"? Ja chyba z pięć minut zastanawiałam się, co to za wariackie zdrobnienie:P Kojarzy mi się z tym pieskiem "Snoopy":P
An, lepiej zostać przy wersji z apostrofem. Wydaje mi się, że to jest poprawna forma.
A to, że w książce napisano inaczej, nie znaczy, że będzie lepiej... Tyle już błędów znalazłam w tłumaczeniach HP, że nie mam za grosz zaufania.
Nel


Ładnie się tak, cholero jedna, w posty wcinać :P? Jak napisałam, zawsze sie nad deklinacją nazwiska Snape'a zastanawiałam, jak widać z artykułu, do którego linka dała Vil, nie tylko ja. Fakt, że "Snapie" wygląda dziwnie, ale"Snape'ie" - też jakoś tak... nie po polsku, a po polskiemu.
Oj, namieszali w tej Medii Rodzinie, namieszali :P.. *Zwala winę na innych*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ata dnia Czw 20:14, 02 Mar 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vilandra
Elf



Dołączył: 24 Sie 2005
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 20:03, 02 Mar 2006    Temat postu:

Cytat:
Cytat:
Cytat:
Nie chciała wychodzić; widzieć, jak ludzie przygotowują się do świąt. Kiedyś kochała tę porę roku i jej atmosferę.
Potem je znienawidziła.

Rozumiem, ze chodzi ci o święta, ale bezpośrednio wcześniej mówisz o zimie... Dziko to wyszło.

A ja zrozumiałam, że chodzi też o tę zimę i jej atmosferę (właśnie za to, że tak bardzo kojarzy się ze świętami), dlatego wydaje mi się, że jest dobrze, bo w końcu i zima, i atmosfera są rodzaju żeńskiego. Więc kiedy piszemy, że znienawidziła zimę i jej atmosferę, to znienawidziła "je", prawda?
Co do odmiany nazwiska Mistrza Eliksirów, to właściwie do końca nie wiadomo. Zobacz [link widoczny dla zalogowanych]. Przyznaję, że dla mnie lepiej wygląda forma z apostrofem i zawsze byłam święcie przekonana, że to ona jest poprawna. Zobaczymy może, co autorowi artykułu, do którego podałam linka, odpowie Rada Języka Polskiego przy Polskiej Akademii Nauk.

Ale co do odmiany imienia Harry'ego nie masz racji. Przy odmianie imion i nazwisk zagranicznych apostrof daje się między samogłoską czytaną a nieczytaną. Czyli
Harry
Harry'ego
Harry'emu.
Jednak "m" jest spółgłoską, więc "Harrym".

Vil.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Czw 20:11, 02 Mar 2006    Temat postu:

Aha... Zawsze myślałam, ze jednak jest "Harry'm" o_O. Sorry, mój błąd.

Z tym nazwiskiem "Snape" w sumie tak dziwnie jest, bo i tak źle, i tak niedobrze.

*bije się w piersi* Ja, z moim nograniczonym, wampirzym umysłem, czytając tak uważnie, jak zdarza mi sie czytać, gdy jestem zmęczona, nie wpadłam na to, ze może chodzi o liczbę mnogą o_O. Myślałąm, ze chodzi o je - święta, i że powinno być raczej ją - zimę. A tu zimę i jej atmosferę, kurka wodna xD...

Przepraszam za wsyztskie złe wytknięcia :P...

Atuś

Nie masz za co przepraszać, każdy może się pomylić. A poza tym bardzo dobrze, że mnie pilnujesz, bo w końcu pomylić się mogę i ja ;)

Vil.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Louis Szalona
Gość






PostWysłany: Czw 21:22, 02 Mar 2006    Temat postu:

Nowy orzdział- cudowny. Widac, że sie nad nim napracowałaś....
"rozmowy" sa jednym z moich ulubionych ficków- postacie wsypępujące tutaj zachowują sie jak nabardziej realnie, zero sztuczności! Wszytko przygotowane perfekcyjnie. Ty sie chyba psychologia interesujesz, prawda?
pozdrawiam
Powrót do góry
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Pią 20:16, 10 Mar 2006    Temat postu:

Pogrzebałam troche w słowniku... Wychodzi jednak na to, ze prawidłowa jest głupkowato wygladajaca wersja "o Snapie". Cytacik:

Jeżeli w narzędniku lub miejscowniku końcowa spółgłoska lub grupa spółgłoskowa jest przed polską końcówką inaczej wymawiana niż w mianowniku, to tę spółgłoskę lub grupę spółgłoskową piszemy zgodnie z pisownia polską, czyli e niemie i apostrof pomijamy, np.
France, France'a, z France'em, o Fransie
Comte, Comte'a, z Comte'em, o Comcie
Moore, Moore'a, z Moore'em, o Moorze


Przykładów było wiecej.
Mianownik - Snape, czyta sie [Snejp]. "P" niezmiękczone.
Miejscownik - o Snapie, [o Snejp'ie]. "P" zmiekczone, inaczej czytałoby się [o Snejpje]. Wniosek? Niestety, ta brzydsza forma wydaje się byc poprawniejsza...

Aciak


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annie
Masażystka



Dołączył: 24 Wrz 2005
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:50, 07 Maj 2006    Temat postu:

Bardzo, bardzo dziękuję Vilandrze, która pomimo ewidentnego braku czasu jednak dała radę.


Rozdział ósmy.

Po ostatnich wydarzeniach Snape musiał się zastanowić, czy kontynuować te rozmowy. Nie podobał mu się kierunek, jaki obierały ostatnimi czasy jego myśli i odczucia. Nie było mu to potrzebne. Wiedza o tej dziewczynie do niczego mu się nie przyda. Do ciężkiej sklątki tylnowybuchowej, a co mnie obchodzi ona i ten [bluzg] wilkołak?

Nie przestał jednak jej obserwować i węszyć wokół jej byłych przyjaciół i znajomych. Nie lubił pozostawiać niedokończonych spraw, wynikiem czego coraz więcej czasu spędzał na Pokątnej, podsłuchując. Zawsze po takiej wizycie pozostawało mu poczucie niedosytu informacji.

Strzępki usłyszanych informacji tylko wszystko bardziej gmatwały. Sam domyślił się, że Granger miała coś wspólnego ze śmiercią Ginewry Weasley, i niestety nic więcej. Czarodziejski świat natomiast tylko snuł domysły i siał plotki. Nikt nic nie wiedział na pewno, a już skazali ją na ostracyzm. Doprowadzało go to do wściekłości. Zadufane w sobie, wszystkowiedzące dupki. Na własnej skórze odczuł łatwość, z jaką ludzie wydają sądy.

W dzień spotkania nie mógł znaleźć sobie miejsca. Nadal przekonywał się, że to nie jest mu do niczego potrzebne, ale coś nie dawało mu spokoju. Przyzwyczaił się do regularnych inteligentnych dyskusji i tej małej intrygi, którą rozpoczął.

Po paru godzinach walki z myślami postanowił, że pójdzie do baru. Zabrał piersiówkę z wielosokiem i wyszedł.
Wchodząc do knajpy dostrzegł ją od razu. Siedziała w kącie i wpatrywała się w drzwi.
Wybrał stolik, z którego miał najlepszy widok na dziewczynę.

Powoli pił zamówioną kawę i obserwował Granger. Widział, z jaką nadzieją podrywała głowę na dźwięk otwieranych drzwi, i jak na jej twarzy pojawia się rozczarowanie na widok wchodzących osób. Z każdą minutą dziewczyna robiła wrażenie coraz bardziej zaniepokojonej. Nerwowo przygryzała wargę i co sekundę zerkała na zegarek.

Po godzinie poddała się. Kiedy przechodziła obok jego stolika, dostrzegł w jej oczach zmartwienie. Czyżby niepokoiła się o mnie? Parsknął szyderczo w duchu. Chyba o swój eliksir. Odczekał chwilę, odstawił prawie pełny kubek z kawą i ruszył za Gryfonką.

Towarzyszył jej aż do samego domu. Mijał dziewczynę w chwili, kiedy otwierała drzwi mieszkania i dostrzegł jej przerażony wyraz twarzy. Dyskretnie rozejrzał się wokół, ciekawy, co sprawiło, że się wystraszyła. Wszystko wydawało się w porządku, nie zauważył niczego dziwnego, co mogło spowodować jej przerażenie. Po chwili otrząsnęła się, otworzyła drzwi i weszła do środka.

Co się stało? Zamyślony, wszedł do najbliższej ciemnej bramy i deportował się.

***
Hermiona nie mogła sobie znaleźć miejsca. Kręciła się bez celu po mieszkaniu. Dziwił ją własny niepokój albo bardziej charakter, jaki obierał. Podobnie czuła się, kiedy Harry z Ronem wyruszali na poszukiwanie kolejnego horcruxa, a ona nie mogła im towarzyszyć. Miała inne zadania przydzielone jej przez profesor McGonagall.
Zmartwienie, zdenerwowanie i nadzieja, że wrócą cali i zdrowi.

Właśnie ta nadzieja nie dawała dziewczynie spokoju. Dlaczego akurat to uczucie? Było przecież czymś pozytywnym.
Usiadła przy oknie i wpatrywała się nieruchomym wzrokiem w padający śnieg. Usiłowała zrozumieć samą siebie. Przyznała w końcu, że eliksir był doskonałą wymówką, aby widywać profesora.

Wywar był istotny, owszem, a dzięki byłemu nauczycielowi miała pewność, iż go ukończy. Teraz jednak chodziło o uczucia, jakie budził w niej Snape. Nie chciała przyjąć do wiadomości, że ją fascynował. Jako człowiek i jako mężczyzna. Jako człowiek dlatego, że był jedną wielką zagadką, a ona uwielbiała łamigłówki. Co spowodowało, że stał się taki zgryźliwy i nieprzystępny? Mroczny, a jednak po jasnej stronie. Wbrew swej woli?

Szanowała tę niezłomność człowieka, który potrafi poświęcić sprawy ważne dla spraw ważniejszych.

Niewiele wiedziała na ten temat. Akurat tu Dumbledore wyjątkowo milczał. Zawsze powtarzał tylko, że całkowicie ufa Mistrzowi Eliksirów. Musiał przecież mieć jakiś powód.
Jeszcze w Hogwarcie się nad tym zastanawiała, ale nie zrobiła nic, aby to rozwikłać. Teraz miała szansę. I może powoli jej się uda. Już zrobiła krok w tym kierunku.

Nie umiała sobie jednak wytłumaczyć zafascynowania nim jako mężczyzną. Spotykała w swoim życiu różnych facetów. Dobrych, złych… bardzo jednoznacznych. Przystojnych, pięknych jak Lockhart, zwyczajnych i brzydkich o interesującym wnętrzu, ale żaden nie budził w niej tak intensywnych i sprzecznych uczuć.

Usiłowała uporządkować ten chaos. Wtedy, w pracy, bezsensowne słowa koleżanki, potem przypadkowy dotyk zimnych, szczupłych palców na skórze dłoni. I jej niewytłumaczalna reakcja. Sposób poruszania się, płynny, niesłyszalny, który w Hogwarcie wprawiał ją w trwożny podziw. Niemalże hipnotyzująca charyzma. I celne, sarkastyczne uwagi, które zmuszały ludzi do myślenia.

Potrząsnęła głową. Zaczynam mieć na jego punkcie obsesję. Nie podobało jej się to. Musi przestać myśleć w ten sposób. To przecież jej były nauczyciel. Oraz pociągający mężczyzna, pełen tajemnic, przyznała niechętnie. Mężczyzna. Może właśnie dlatego ją fascynuje. Dotąd otaczali ją przeważnie młodzi chłopcy u progu dorosłości.

***

Zirytowany, gwałtownym ruchem odłożył najnowszy miesięcznik „Eliksiry”. Nie mógł się skupić na czytaniu. Kiedy po raz trzeci usiłował zrozumieć ten sam akapit, dotarło do niego, że znowu jego myśli kierują się w stronę Granger i ich rozmów.
Sięgnął po papierosy i machnął różdżką w stronę kominka.

Przypomniał sobie jedno spotkanie. I jej docinek oraz to powątpiewanie w oczach dziewczyny po jego odpowiedzi na pytanie, dlaczego Albus dał mu OPCM. Wiedział oczywiście o prywatnych spotkaniach Pottera i Dumbledore’a. Miały na celu przygotować smarkacza do starcia z Czarnym Panem. Nie wiedział natomiast, w jaki sposób dyrektor to zrobił, i wtedy nie chciał wiedzieć. Voldemort znał sposoby na wydobycie z człowieka wszystkiego, czego potrzebował. Nie mogli tak ryzykować. Jednak teraz nie dawało mu to spokoju. Co Dumbledore powiedział Potterowi?

Oparł podbródek na złączonych dłoniach i wpatrzył się w ogień. Po tym jak Albus wrócił z pierścionkiem, ranny i na skraju wyczerpania, a on dodatkowo przywitał go wiadomością o Wieczystej Przysiędze - którą wymusiła na nim Narcyza - zrozumieli, że nie obejdzie się bez drastycznych środków. Dumbledore i tak był skazany na śmierć. Klątwa strzegąca horcruxa powoli zżerała organizm starego czarodzieja.

Eliksiry przygotowywane przez Mistrza Eliksirów spowalniały ten proces, ale to była tylko kwestia czasu. Musieli więc zaplanować, jak maksymalnie go wykorzystać. Najważniejszym problemem był Ten, Który Przeżył. Snape, przy całej jego niechęci do Pottera, zdawał sobie sprawę, że chłopak jest jedynym, który może pokonać Czarnego Pana. Ku jego uldze, Dumbledore wziął jego przygotowanie na siebie.

On miał się zająć Draconem i w razie konieczności wykonać wyrok. Nie chciał się na to zgodzić; wiedział, iż po tym nie będzie miał powrotu do czarodziejskiego świata. O ile wygraliby wojnę i on by przeżył. Ale dla Albusa najważniejsza był możliwość „uratowania”, jak on to nazywał, kolejnego dzieciaka. Wymusił na nim obietnicę, że po wszystkim ukryje Dracona. Dał mu adres zaufanych przyjaciół w Australii, którzy bez kłopotliwych pytań zajmą się chłopcem.

Potem zdecydowali, że skoro i tak Snape będzie musiał odejść, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby uczył Obrony. Miał najlepsze przygotowanie, aby nauczyć te dzieciaki jak się bronić, a klątwa ciążąca na tym stanowisku nie będzie miała znaczenia. I teraz zastanawiał się, czy Dumbledore nie opowiedział Potterowi, a co za tym idzie całej trójcy, o wszystkim.

No, może nie o wszystkim, poprawił się w duchu, ale przynajmniej o wizycie Czarnego Pana w Hogwarcie i jej konsekwencjach.

Oni musieli wiedzieć. Doszedł do tego wniosku i zirytował się. Przeczesał ręką włosy i zaczął chodzić po pokoju nerwowym krokiem.

Wszystko to tylko niedopowiedzenia i pozory, na nich Albus oparł plan pokonania Voldemorta, ale - wykrzywił usta w ironicznym uśmieszku - w końcu to pozory stanowią podwaliny polityki i zdrady.

***

Hermiona po raz pierwszy od roku skorzystała z teleportacji – tego mało wygodnego, ale błyskawicznego środka transportu. Musiała jak najszybciej znaleźć się w domu, aby móc dać upust emocjom, które buzowały w niej od godziny. Spotkanie z Harrym, tak jak przypuszczała, nie było łatwe.

Chłopak nie potrafił ukryć zdziwienia i lekkiej niechęci na jej widok. I nic niestety nie uzyskała. Musiała wytężyć cały swój spryt, aby ukryć prawdziwe powody tego nagłego zainteresowania jego starym podręcznikiem. Znowu musiała kłamać. Sprzedała Harry’emu to samo kłamstwo co Remusowi, po czym zagrała na uczuciach chłopaka, przypominając mu o swoim eliksirze i znajomym wilkołaku. Bez rezultatu.

Niestety wybawca czarodziejskiego świata nigdy nie wrócił po tę książkę. Nie chciał mieć nic wspólnego z tym ludzkim śmieciem, jak poinformował ją ze złością. Kiedy usiłowała go przekonać, że książka mogłaby jej pomóc, tylko patrzył na nią coraz bardziej ponurym wzrokiem.

Jak tylko skończyła mówić, wstał, podszedł do barku i nalał sobie kieliszek zwykłej mugolskiej wódki. „Jesteś taka jak on”, stwierdził bezbarwnie i jednym haustem wypił zawartość kieliszka. „Nieważne jak, byle osiągnąć cel.”

Zabolały ją ostatnie słowa przyjaciela, ale jeszcze raz postanowiła uzmysłowić mu, ile korzyści przyniosłaby jej wiedza zawarta w tym podręczniku. Prosiła go, aby wrócił do Hogwartu i odszukał książkę. „Tutaj nie chodzi o nas i nasze odczucia, ale o Remusa i jego pobratymców”, przekonywała go.

Harry przez długą chwilę wpatrywał się w pusty kieliszek, jakby zastanawiał się, czy nie nalać sobie jeszcze jednego. W końcu zimnym tonem stwierdził, że lepiej będzie, jak już sobie pójdzie. Podniósł na Hermionę ponury wzrok i dodał, że i tak dużo jej wybaczył, niech więc nie prosi o coś, czego nie ma najmniejszego zamiaru robić.

Dziewczyna zwęziła oczy. Czyli nic się nie zmieniło, pomyślała z goryczą. Dalej nie potrafił zrozumieć, iż wtedy nie miała wyboru, i zrobiła to, co musiała. Jak zwykle widział tylko to, co chciał widzieć. Wyrwał ją z myśli szyderczy głos chłopaka. Mówił, że teraz może poszukać sobie gdzie indziej pomocy przy eliksirze – zdrajca nie żyje, a on nie ma zamiaru wracać po ten podręcznik. Dodał jeszcze, iż ma nadzieję, że to ludzkie ścierwo cierpiało przed śmiercią.

Dziewczyna zdławiła zjadliwe słowa na temat wyjątkowo zapiekłej nienawiści chłopaka Harry’ego i jego ślepoty. Zamiast tego suchym głosem podziękowała za udzielenie wyjaśnień i zaczęła zbierać się do wyjścia.

Kiedy wychodziła, chłopak z wymuszonym uśmiechem stwierdził, że ucieszył się z jej wizyty niezależnie od jej motywów, i ma nadzieję widzieć ją częściej. Widziała wahanie na jego twarzy w chwili wypowiadania tych słów, ale postanowiła je zignorować. On też walczył ze swoimi demonami. Sama była jednym z nich.

W domu rozsiadła się w ulubionym kącie kanapy, owinęła się kocem i zaczęła myśleć. Snape to Książę Półkrwi. Czyli jest półmugolem. Skoro tak, to dlaczego dołączył do Voldemorta i co potem spowodowało, że się od niego odwrócił?

Czuł się winny śmierci Potterów? W końcu to on podsłuchał część przepowiedni i przekazał ją temu psychopacie. Wątpiła w to. Nienawidzili się z ojcem Harry’ego i śmierć tego ostatniego wywołałaby u Mistrza Eliksirów co najwyżej pogardliwy uśmieszek. Nie, tu musiało tkwić coś więcej.

Możliwe, że był przy tym wszystkim i widział, jak Voldemort usiłuje zamordować niemowlaka. Niemowlaka, na litość Merlina! Tak postępuje tylko tchórz. A na tyle znała profesora, by wiedzieć, że gardził wszelkim przejawem tchórzostwa. Wystarczy wspomnieć biednego Neville’a.
Może wtedy zrozumiał, kim naprawdę jest Voldemort. Zwykłym tchórzem, który boi się rocznego dziecka.

To jest prawdopodobne, myślała. W końcu czym było rozpaczliwe poszukiwanie nieśmiertelności, jeśli nie strachem przed śmiercią? Nie była stuprocentowo pewna swoich domysłów, ale wydawały się mieć sens. Snape zaczął gardzić swoim mistrzem. To mogło być powodem jego decyzji o zwróceniu się do Dumbledore’a. Musiał poczuć się oszukany, a takiego człowieka jak profesor i Ślizgona na dodatek oszukać można tylko raz.

Nigdy nie wybacza i nie zapomina.

Pytanie, czy został szpiegiem na polecenie dyrektora, czy sam to zaproponował? Bardziej skłaniała się ku drugiej hipotezie. Tylko przebiegły i żądny zemsty Ślizgon mógł wystąpić z tak ryzykowną propozycją. Chciał pokazać Czarnemu Panu, że byle tchórz nie będzie nim manipulował, wręcz przeciwnie.
Musiał odczuwać przy tym ponurą satysfakcję. To bardzo pasowało do charakteru Severusa Snape’a.

Zadowolona z wniosków, do jakich doszła, wstała i podeszła do barku, w którym stała napoczęta butelka wina. Nalała sobie lampkę i wróciła na kanapę. Teraz miała również wyjaśnienie tych zakamuflowanych wskazówek, których profesor udzielał Harry’emu podczas ich ostatniego spotkania.

Usiłował się przedrzeć przez nienawiść, którą czuł do niego chłopak, i wskazać mu jego słabe punkty. Niestety robił to w swój specyficzny sposób, a Harry był zbyt zaślepiony, aby się nad tym zastanowić. Gdyby chociaż wcześniej opowiedział o tym profesor McGonagall, może wtedy ktoś zacząłby myśleć i wyciągać wnioski.

Jednak z drugiej strony Snape zdawał sobie sprawę, jak był znienawidzony. Prawie przez wszystkich. Nikt nie mógłby pomyśleć, że w chwilę po tym jak zabił Dumbledore’a, chciał pomóc. Więc dlaczego to zrobił? Westchnęła. Rozszyfrowanie tego człowieka jest gorsze od najtrudniejszej łamigłówki. Uzyskujesz odpowiedzi, które dostarczają ci następnych pytań.

***

W wieczór Bożego Narodzenia siedział w fotelu, trzymając w ręce butelkę Ognistej, i ponuro wpatrywał się w ogień. Pieprzone święta. Wszędzie gdzie tylko spojrzeć wyszczerzone w uśmiechu twarze. Migające światełka, od których bolą oczy.
Był w wyjątkowo podłym nastroju. Nie znosił świąt od zawsze. Sprawy nie poprawiał fakt, że znowu myślał o Granger.

Zastanawiał się, czego się tak przeraziła tamtego dnia. Bezpośrednio po tym, jak nie przyszedł na spotkanie. Z pewnością dręczyła ją myśl, dlaczego się nie zjawił. Ale dlaczego była przerażona? Sądziła, że coś mu się stało? Tylko czemu tak się tego obawiała? Martwi się o ciebie, znowu te uporczywe, niechciane myśli. Potrząsnął z irytacją głową. Co za brednie.

Co u diabła tkwi w tej kobiecie, że nie potrafi przestać o niej myśleć? I w ten sposób. Za dużo wolnego czasu i jałowe życie, masz swoje wytłumaczenie, idioto. Pociągnął duży łyk i wykrzywił ironicznie usta. Alkohol palił jego gardło. Po kiego testrala tam znowu polazłeś?

Ostatnią godzinę spędził w bramie naprzeciwko jej mieszkania. Jak pokręcony podglądacz. Musiał się dowiedzieć, czy spędzała święta z Lupinem. Jak wcześniej nie trawił tego [bluzg]ńskiego wilkołaka, tak teraz nienawiść prawie zżerała go od środka. Pcha się z łapami tam, gdzie nie powinien. Za stary dla niej jesteś, Lupin, pomyślał zjadliwie.

Ty też, podświadomość nie dawała mu spokoju. I co z tego? Ona mnie nie interesuje, warknął i pociągnął kolejny łyk. Interesuje mnie to, co ukrywa, i nic więcej.
Tak, jasne, parsknęła podświadomość.

Kolejny raz usiłował skierować myśli na bezpieczny temat. Tajemnice. Brakowało mu jeszcze tylko potwierdzenia swoich podejrzeń co do udziału Granger w śmierci Weasleyówny. Ale domyślił się już, dlaczego ciągle uciekała i tkwiła w rozgoryczeniu.

Śmierć przyjaciela musi być bolesna. A jeżeli ty sam go zabijasz, trudno sobie wyobrazić, co potem przeżywasz.
Sam nie miał tego problemu, nigdy bowiem nie dopuszczał do siebie ludzi bliżej niż na wyciągnięcie ręki. Wyjątkiem był Dumbledore, którego zabił osobiście na jego rozkaz, ale to co innego. Wtedy nie mieli wyboru i był do tego przygotowany. A ona nie, dlatego tak bardzo to przeżyła. Z jej szlachetnym charakterem Gryfonki nie mogłaby inaczej.

Domyślił się już prawie wszystkiego, więc powinien przestać tak obsesyjnie o niej myśleć.
Zapalił papierosa i z lubością zaciągnął się dymem. Musiał przeanalizować swoje odczucia. Od lat nie interesował się płcią przeciwną, ale jak każdy mężczyzna miał swoje potrzeby. Wcześniej wykorzystywał, bez wyrzutów sumienia, naiwność żon tak zwanych przyjaciół. Potem raz na jakiś czas odwiedzał mugolskie „specjalne” przybytki. I do teraz wystarczało.

Zirytowany pociągnął następny łyk Ognistej. Cynicznie przyznał, że Wiem – To – Wszystko – I – Nie – Zawaham – Się – Tego – Powiedzieć stała się atrakcyjną kobietą. Na tyle, że to zauważył. Szlag. Miała wszystko na swoim miejscu, jak zdążył spostrzec, kiedy obserwował ją w knajpie, w której pracowała. Pragniesz jej, przyznaj to końcu, Snape.

Duszkiem wypił whisky do końca i wściekłym gestem odrzucił pustą butelkę. Teraz jesteś już obiema nogami w piekle, korzystaj z tego do woli, pomyślał ironicznie.

Resztę wieczoru spędził, paląc jednego papierosa za drugim i planując, jak uzyskać to, czego chciał. Jeden wilkołak to dla niego żaden przeciwnik, gorzej z nią. Jest zbyt inteligentna, aby nabrać się na tanie sztuczki. Jednak przez prawie całe swoje życie kpił z najpotężniejszego czarnoksiężnika na świecie. Z Granger też sobie poradzi. Prędzej czy później dostanę to, czego chcę, wtedy minie ta przeklęta obsesja.
***

Hermiona niecierpliwym gestem odgarnęła włosy z twarzy i rozejrzała się za gumką. Od paru godzin ślęczała nad książkami i była już nieco zmęczona. Odłożyła pióro i się przeciągnęła. Po świętach, które spędziła z Remusem – twierdził, iż w tak szczególne dni nie powinna być sama - zostało już tylko miłe wspomnienie.

Znowu wróciła do pracy, nauki i dręczących ją myśli. Dlaczego profesor się nie odzywa? Brakowało jej tych comiesięcznych spotkań. Przyznała już sama przed sobą, że nie tylko ze względu na eliksir, czy sekrety, które skrywał ten mężczyzna. Uzależniła się od niego i od jego wewnętrznej siły, którą wyczuwała. W pewnym sensie zazdrościła mu jej. Sama również musiała podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu i nie potrafiła ponieść jej konsekwencji.

Okazała się słaba. Większość uważała ją za kogoś wyjątkowego. Może to z powodu przynależności do Złotej Trójcy, jak ich nazywali. Jednak była taka jak wszyscy. Znosiła samotność bez słowa skargi, starała się znaleźć uzasadnienie dla swoich poczynań, przywdziewała maskę silnej w momentach słabości. Podejmowała trudne decyzje i musiała nauczyć się tym żyć.

Uchodziła za wzór godny naśladowania i traciła większość swojej energii, usiłując być zawsze na miarę takiego obrazu siebie, jaki sama stworzyła. Może swoją siłą i determinacją wywarła wrażenie na wielu, ale dokąd dotarła? Do pustki. Do całkowitej samotności.

W narzuconej sobie pokucie wyrzekła się wszystkiego. A teraz miała plany na przyszłość i wyrzuty sumienia z powodu przeszłości. Wyrzuty, które nareszcie bladły. Dzięki niemu. Jego osoba uświadomiła jej, że czasem trzeba poświęcić jednych, aby uratować drugich. Bez względu na koszty.

Z ciężkim westchnieniem sięgnęła po podręcznik do eliksirów. Jeszcze tylko przeczytam ze dwa rozdziały i na dzisiaj koniec, postanowiła stanowczo i otworzyła książkę. Na podłogę sfrunęła biała kartka. Zamarła. Snape. Trzęsącymi się rękoma podniosła świstek papieru.
Tylko data. 31 grudnia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ata
Vampire Council Member



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 6677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grzeszne Rozkosze - pub dla wampirów...

PostWysłany: Śro 15:48, 10 Maj 2006    Temat postu:

Cytat:
kolejnego horcruxa,
Czasem nie "horkruksa"?

Rozwala mnie torche to nasze forum XD. Zabawne, kiedy "popieprzyony" cenzuruje, a "[bluzg]ński" nie. No, ale wiadomo, komputer to głupie stworzenie *wspomina lekcje z bąbelkowania*.

Kurczę no! Annie, nie męcz! W jaki sposób Hermiona zabiła Ginny? Co się stało? Chyba... Nie była horkruksem, prawda? Z jednej strony to nawet prawdopodobnec - ostatecznie Voldemort przelewał w nią swoją duszę - ale z drugiej... Y-y, no, czemu ona ją zabiła?

Monologi, rozmyślania Snape'a i Hermiony na temat drugiej osoby - genialne. Wydaje mi sie, że starasz się przekazać swoją wizję Snape'a i powody, dla których uważasz, ze jest niewinny (;. I dobrze, ładnie ci to wsyztsko wychodzi.
Ale komu ja to mówię (;...

31 grudnia? Sylwester... Będą mieli dla siebie całą nioc... No, dobra, wiem, to nie łązienka, ale, jakby nie było, romans... Co się wydarzy?

Bądzia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moona
Charłak



Dołączył: 28 Lis 2005
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 23:20, 13 Wrz 2006    Temat postu:

Przeczytałam wszystko naraz. Kurczę no, to jest świetne * . *

Do twojego stylu absolutnie nie mam nic do zarzucenia. Na błędy nawet nie zwracam uwagi, za dobrze mi się czyta hehe ;p Świetne opisy i ta kanoniczność. Akcja toczy się może i wolno, ale przynajmniej pasuje do nastroju ff-a (;

Uhh, ale Snape zazdrosny o Hermionę XD Ale w sumie co mu się dziwić, dla mnie to też nie wygląda jak tylko przyjaźń ;P A co z Tonks, hmm?

Oke, życzę weny i niecierpliwie czekam na następny odcinek. (:

Móńka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Krukonów i czarodziejów Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin